Jak korzystać z Facebooka, żeby nie narobić sobie kłopotów?
Facebook, portal społecznościowy, który kochamy nienawidzić lub kochamy i nienawidzimy na przemian. Kto z niego korzysta wie, jak często dochodzi na nim do naruszeń praw autorskich dotyczących zdjęć, filmów i muzyki. Ze względu na dużą ilość danych osobowych jest też niezwykle popularnym celem cyber-ataków. Warto zatem wiedzieć jak naprawdę wygląda kwestia naruszeń praw autorskich na Facebooku oraz zgłoszeń i powiadomień wysyłanych w przypadku ich wykrycia.
Na początku roku, branżowe media obiegła informacja, o powiadomieniach dotyczących naruszenia praw autorskich, które mieli otrzymywać zwyczajni użytkownicy Facebooka. Firma badawcza o nazwie „Avanan” ujawniła jednak szybko, że to oszustwo miało miejsce polegające na wysyłaniu do użytkowników wiadomość e-mail (rzekomo od Facebooka), która informuje ich, że ich konto zostało zawieszone z powodu naruszenia praw autorskich. Następnie otrzymują 24-godzinne okno na odwołanie się od decyzji i są informowani, że jeśli nie odwołają się od decyzji, ich konta zostaną trwale usunięte. Załączony w treści e-maila link, prowadził do witryny, która jest postawiona wyłącznie w celu zbierania danych osób, które na nią weszły. Jest to oczywiście niezwykle niebezpieczna sytuacja – zarówno dla profili osobistych, jak również (a może szczególnie) dla fanpejdży firmowych, które mogą zawierać dużo niejawnych danych przedsiębiorstwa. Eksperci od cyberbezpieczeństwa radzą użytkownikom, aby w takich sytuacjach zachowali szczególną ostrożność. Facebook jest bowiem niezwykle popularnym celem cyber-ataków, a to ze względu na dużą ilość danych osobowych, stanowiących łakomy kąsek dla oszustów.
Naruszenia prawa autorskiego
Najczęściej spotykanym naruszeniem w obrębie własności intelektualnej jest kopiowanie i wklejanie na swoją „tablicę” zdjęć lub grafik bez zgody ich autora/autorów. Należy pamiętać, że takie rozpowszechnianie (pomimo, że odbywa się przecież w celach komercyjnych), jest korzystaniem, które na podstawie przepisów ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, wymaga uzyskania licencji lub przeniesienia praw autorskich. W niektórych przypadkach uzyskanie zgody, czy nawet ustalenie samego autora będzie znacznie utrudnione lub wręcz niemożliwe. W takich przypadkach należy zrezygnować z wykorzystania takich materiałów i poszukać innych, z których autorami będziemy mogli się skontaktować. Nie chodzi bowiem o zgodę samą w sobie, a także o sposób i cel eksploatacji zdjęcia/obrazka. Autor może sobie nie życzyć używania jego dzieła w konkretnym kontekście i celu. Może chodzić o np. o rozbieżność poglądów, jak w przypadku wrzucenia cudzych prac na fanpage partii politycznej. Jeżeli jednak (czego bardzo odradzam) zdecydujecie się na wykorzystanie zdjęcia, bez zgody czy nawet kontaktu z twórcą, należy pamiętać o podpisaniu autora jego imieniem i nazwiskiem lub pseudonimem. W razie ewentualnego sporu (choć jeszcze raz podkreślam, że nie należy pochwalać takich postaw) może to wpłynąć na naszą korzyść. Jest szansa, że właściciel praw widząc, że nie próbowaliśmy przywłaszczyć autorstwa, zrezygnuje z pozwu i postanowi załatwić sprawę w sposób ugodowy.
Kolejnym częstym naruszeniem praw twórców jest wrzucanie całości lub fragmentów utworów muzycznych np. w relacjach live. Jest to również forma rozpowszechnienia, której autor utworu może sobie po prostu nie życzyć. Ciekawym zagadnieniem w tym kontekście jest umieszczanie na Facebooku linków odsyłających do utworów umieszczonych na ogólnodostępnych stronach takich jak np. YouTube. W wyroku z 13 lutego 2014 r. w sprawie Svensson (sygn. C-466/12) Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał, że nie narusza praw autorskich zamieszczanie linków do utworów zamieszczonych na ogólnodostępnej stronie internetowej. Dotyczy to jednak wyłącznie linkowania do materiałów zamieszczonych w Internecie w sposób legalny. Z kolei wyrok z dnia 8 września 2016 r. w sprawie GS Media BV (sygn. C-160/15) rozstrzygnął, że jeżeli do link został umieszczony na fanpage’u firmowym (prowadzonym w celach zarobkowych), wówczas można przypuszczać, że umieszczenie utworu zostało dokonane ze świadomością braku zgody autora na publikację w Internecie. Jeśli to domniemanie nie zostanie obalone, to czynność polegająca na umieszczeniu hiperłącza odsyłającego do utworu bezprawnie opublikowanego w sieci naruszać będzie prawa autorskie.
Przykładem facebookowego naruszenia, które swój finał miało przed sądem, jest sprawa pani A., która zauważyła, że należąca do niej grafika została wykorzystana w działalności propagandowej pewnej polskiej partii politycznej. Chodziło o obrazek przedstawiający husarię, do którego prawa A. wykupiła za równowartość ok. 4000 złotych (1 tys. dolarów). Prawa zostały przekazane bezpośrednio od twórcy grafiki, co upoważniało panią A. m.in. do dalszego dysponowania utworem, w tym – do udzielania dalszych licencji na jego eksploatację. Tak również się stało. Jakiś czas później, A. podpisała stosowana umowę licencyjną, która uprawniała drugą stronę do wyłącznego korzystania z obrazka przez okres 5 lat. O szczegółach dotyczących rodzajów i sposobów korzystania z licencji już pisaliśmy. Husaria, ot tak, pojawiła się także na facebookowym profilu pewnej politycznego ugrupowania. A., zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz zwyczajem prawnym, wysłała do nich przedsądowe wezwania do zaniechania naruszenia (jedno z roszczeń przysługujących w sprawach dotyczących prawa autorskiego i praw pokrewnych) oraz zażądała odszkodowania w wysokości 10 tys. złotych. W odpowiedzi dostała pismo, w którym formacja stwierdza, że grafikę ściągnęła z „rosyjskiej wyszukiwarki obrazów” i nie miała świadomości, że narusza tym czyjekolwiek prawa. Dodatkowo, określili sumą jako zbyt wybujałą, a w zamian zaproponowali przeprosiny. Na szczęście, rozsądna pani A. podziękowała za taką formę zadośćuczynienia i skierowała do sądu pozew opiewający na 16 tysięcy złotych. Nie wdając się zbytnio w szczegóły procesu Sąd podniósł, iż „bez znaczenia dla przedmiotowej sprawy jest »znalezienie« fotografii w Internecie w rosyjskiej wyszukiwarce zdjęć. Strona pozwana powinna podjąć działania w celu ustalenia autora dzieła. Ponadto dla ochrony autorskich praw majątkowych nie ma znaczenia, w jaki sposób dokonujący naruszenia wszedł w posiadanie grafiki, istotne jest bowiem to, że utwór »krążył« po sieci Internet, pozwana dokonała jego publikacji, a powódka nie przewidziała takiej nieodpłatnej formy eksploatacji grafiki, albowiem dokonanie naruszeń przez inne podmioty nie może stanowić wystarczającego usprawiedliwienia dla naruszeń dokonanych przez pozwaną.” Skład orzekający wyłuszczył zatem prostą zasadę, o której bardzo często internauci zapominają – zawsze należy uzyskać zgodę autora lub uprawnionego podmiotu na jakiekolwiek udostępnienie treści nie tylko na Facebooku, ale również w całym Internecie.
Narzędzia ochrony praw własności intelektualnej na Facebooku
Jakimi narzędziami ochronnymi dysponuje zatem Facebook? Głównym, w tym zakresie, jest Menadżer praw autorskich[1], który pozwala administratorom i redaktorom stron na zgłaszanie praw do treści udostępnianych, poprzez wrzucenie do sytemu plików referencyjnych. Pozwalają one algorytmowi na sprawdzenie czy podobna treść (zdjęcie lub np. film) zostały już na platformie udostępnione przez kogoś innego niż uprawniona osoba lub podmiot. Wrzucenie pierwszego pliku referencyjnego sprawia, że Menedżer wyszukuje pasujące treści wśród materiałów opublikowanych także na 72 godziny przed przesłaniem Twoich plików. Dodatkowo Menadżer będzie okresowo przeprowadzać wsteczne skanowanie w celu wykrycia dopasowań wśród treści opublikowanych w dowolnym czasie w przeszłości, niezależnie od tego, kiedy po raz pierwszy przesłano plik referencyjny. W przypadku wykrycia pasujących treści, czyli nielegalnie udostępnionych plików na stronie lub w profilu, użytkownik Menadżera może zażądać ich zablokowania lub usunięcia, ale również pozostawienia ich na stronie z jednoczesnym podłączeniem się pod przychody z reklam umieszczanych np. przy odtwarzaniu plików wideo.
Menadżer praw autorskich jest jednak narzędziem przeznaczonym raczej do ochrony działalności zarobkowej czy kont biznesowych na FB. Nie jest to na szczęście jedyny sposób na sprawowanie pieczy nad prawami do wirtualnych treści. Każdy użytkownik Facebooka ma bowiem dostęp do formularza naruszeń własności intelektualnej. Służy on do zgłaszania przypadków nieautoryzowanego użycia materiałów chronionych prawem autorskim, ale także znakiem towarowym.[2] Po otrzymaniu zgłoszenia, pracownicy serwisu rozpoczynają proces weryfikacji sprawy, która z oczywistych względów będzie rozpatrywana dłużej, niż w przypadku zautomatyzowanego działania za pośrednictwem Menadżera praw autorskich.
Należy pamiętać, że aby nie naruszyć niczyich praw w sieci, należy postępować bardzo ostrożnie, a dodatkowo być zaznajomionym z przepisami w zakresie dozwolonego użytku. Jest to oczywiście dość wysoko postawiona poprzeczka, a niestety świadomość przeciętnego użytkownika na ten temat jest raczej nikła. Wpływa na to oczywiście stopień skomplikowania przepisów, ale chyba przede wszystkim brak odpowiedniej kultury edukacyjnej w tym zakresie. Dodatkowo warto wspomnieć o absolutnie błędnym acz powszechnym przekonaniu, że „to co zostało do Internetu wrzucone, zostaje tam na zawsze i można z tego dowolnie korzystać”. Może zatem zdarzyć, że nawet znajdziemy się po drugiej stronie przysłowiowej barykady. Np. bez przemyślenia udostępnimy na swoim profilu lub stronie, zdjęcie objęte ochroną. Jeżeli właściciel praw do tych materiałów zgłosi naruszenie, Facebook może od ręki usunąć te treści i przesłać stosowne powiadomienie. Użytkownik ma wówczas możliwość złożenia odwołania[3] i przedstawienia ewentualnych racji. Warto zapoznać się, z załączoną w przypisie procedurą odwoławczą, aby móc szybko wychwycić np. scamerskiego maila, o którym pisałem na wstępie.
Podsumowując, należy pamiętać, że większość treści, na które natykamy się w sieci jest objęta prawnoautorską ochroną. Fakt „znalezienia czegoś w Internecie”, absolutnie nie uprawnia użytkowników do dalszego rozpowszechniania danych treści. Jeżeli zatem mamy wątpliwości co do statusu danego utworu lub nie możemy skontaktować się z jego autorem, po prostu zrezygnujmy z jego rozpowszechniania. W przeciwnym razie narażamy się na odpowiedzialność prawną, która – w przypadku komercyjnego wykorzystania – może skutkować sporymi kwotami, które trzeba będzie zapłacić za nieuprawnione udostępnienie danych treści.
Autor: Paweł Kowalewicz, prawnik
Zdjęcie Freepik